Kilka lat temu dwóch włoskich geologów dostało zadziwiający list. Mówił wprost, że jeśli pokierują się wskazówkami jego autora, trafią na coś niebywałego - donosi atlasobscura.com. Rzeczywiście, wkrótce potem badacze odkryli pod Neapolem… „drugie miasto”. Potężną salę i sieć tuneli, w których stały szeregiem poustawiane samochody i inne relikty drugiej wojny światowej. 

W latach 40. był tutaj schron dla ludności. Przed nalotami miało się tutaj chować nawet blisko 10 tysięcy osób. Gdy słyszeli syrenę, znaczyło to dokładnie tyle, że samoloty wroga widać już z wysp Ischia i Capri i oni mają już tylko jakiś kwadrans, żeby się schować. W panicznym biegu nieoświetloną niczym klatką schodową, nietrudno było o tragiczny wypadek. 

- Znałem dziewczynkę, śliczną dziewuszkę Edinę, z kasztanowymi włosami i zielonymi oczami. Jednego razu, podczas takiego biegu w dół, do schronu, została zepchnięta ze schodów i zadeptana na śmierć – wspomina na łamach BBC Aldo De Gioia, który również chronił się wówczas pod Neapolem. Miał wtedy nie więcej niż dziesięć lat. 

Wielu z tych, który stracili domy w nalocie, zostawało pod ziemią. Do dziś można tutaj zobaczyć pamiątki po nich – zgniecione wózki dla lalek, przenośne piecyki, pordzewiałe dzbanki cynowe, a nawet rozkładające się meble. I napisy, całe masy podpisów tych, którzy żyli tutaj, za ścianami z cementu, oddzielającymi ich od prowizorycznych toalet i ambulatorium. 

Spali i prowadzili niewielkie biznesy, zupełnie jak w ostrzeliwanym jakieś 150 metrów nad ich głowami Neapolu. Oto na przykład pracował tutaj golarz, który dbał o urodę tutejszych mężczyzn. – Normalnie brał za usługę 5 lirów, ale kiedy zszedł z dół, kosił już dwa razy tyle – wspomina De Gioia. 

Czasami było jednak całkiem zabawnie, przynajmniej dla dzieciaków, które zawsze znajdą sposób, żeby nieco zakolorować sobie rzeczywistość. – Wciąż w coś grywaliśmy – wspomina Aldo De Gioia, który bawił się z kolegami w chowanego i czasami słuchał, jak ktoś śpiewał godzinami „O sole mio”. 

Czy De Gioia znał autora listu, jaki otrzymali włoscy geolodzy? Tego nie wiadomo. Media donoszą jedynie, że tajemniczy mężczyzna również miał się ukrywać pod Neapolem podczas wojny. W piśmie opisał nie tylko, jak dotrzeć do tuneli, ale również, co dokładnie się w nich znajduje. Wspomniał więc i o wspomnianym schronie, i długich tunelach, w których od lat 30. gromadzone były samochody, które władze odbierały przemytnikom. Niektórzy przekonują, że to dzięki niemu geolodzy trafili na cały ciąg podziemnych korytarzy, inni - że tylko na sam schron, bo prace nad tunelami już trwały. 

Tak czy inaczej wkrótce okazało się, że podziemny ciąg przejść, obejmujący ponad tysiąc metrów kwadratowych i zwany dziś Galleria Borbonica, nie pochodzi bynajmniej z XX wieku. Jest dużo starszy. Oto bowiem poprowadzono go już w 1853 roku (obok podziemnych jaskiń i akweduktów, pamiętających czasy rzymskie) na polecenie Ferdynanda II Burbona, który, „stale obawiając się wybuchu rewolucji, zamarzył sobie korytarzy, którymi mógłby się w razie czego przenieść z pałacu aż do koszar, z całym wojskiem, a nawet końmi” – czytamy na BBC. 

Chociaż prac nigdy nie udało się dokończyć, to, co powstało, robi piorunujące wrażenie. Szczególnie wówczas, gdy trafi się na przewodnika „z misją”, który nie podaruje sobie włączenia syreny alarmowej. „Słuchanie jej dźwięku w filmie to jedno” – wspomina dziennikarz BBC. – „Ale słuchanie tego samego, niepokojącego i bardzo realnego dźwięku w schronie sprawiło, że ścisnęło mnie w piersi i poczułem, że zalewa mnie autentyczna fala strachu”.