Pierwszy prezydent Malawi – niewielkiego państwa w południowo-wschodniej Afryce – zwykł się przechadzać ulicami z kieszeniami po brzegi wypełnionymi… gąsienicami. Czasami rozdawał je mijanym dzieciakom, czasami sam przekąszał, jak chipsy – wysuszone i lekko osolone. 

Być może dostawał je, jak większość ludzi z Zambii, Zimbabwe, Namibii czy Botswany, na lokalnym bazarze, wprost z wielkich worków. Uwędzone lub wysuszone, robaki wyglądają jak szaro-brązowe fasole. Leżą poskręcane, porozdzielane na kupki „zależnie od wielkości i obszaru, na którym zostały zebrane. Wybredni koneserzy dopytują się najbardziej o ich pochodzenie, bo za nim idą ledwie dostrzegalne, ale okazuje się, że dla niektórych kluczowe, różnice w smaku” – zauważa nydailynews.com.

Sprzedaje się je na kubki. Wielu z klientów nie donosi ich jednak do domu, tylko zjada od razu, tuż przy straganie. - Chodź, spróbuj! Smakują jak biltong! – zachęca podróżniczkę Anouk Zijlmę z Goafrica.about.com kelner z jednej z restauracji w Zimbabwe, porównując robaki Mopane do przyprawianego, suszonego mięsa, typowego dla afrykańskiej kuchni. Apetycznego nawet dla wybrednych obcokrajowców. 

Robaki są usmażone, zmieszane z pomidorami i innymi warzywami. Spod gęstego sosu niemiłosiernie wystają jednak ich czarne, okrągłe główki i zwinięte odwłoki – niegdyś usiane żółto-pomarańczowymi plamkami i porośnięte szarymi włoskami. 

Wikipedia/ComQuat/CC BY-SA 3.0 | Źródło: Wikipedia

– Włożyłam jednego do ust i zaczęłam żuć. I żuć, żuć, żuć… - wspomina Anouk żałując, że nie wzięła wody, która ułatwiłaby połknięcie gumowatego korpusu.  – Początkowo smak Mopane nie był taki zły, ukryty gdzieś pod silnym aromatem cebuli i czosnku. Ale im dłużej żułam, tym bardziej wyczuwałam typową dla robaka mieszaninę, przywodzącą na myśl ziemię, sól i płytę gipsową. No, nie było to zbyt dobre… 

Tymczasem w większych miastach gąsienice uważane są za wykwintny przysmak! Na wioskach to z kolei podstawa diety. Zbiera się je głównie z drzew mopane (stąd też ich nazwa), czasami z mango i innych zielonych krzewów. Są długie jak dłoń i smukłe jak cygaro.

A przy tym wyjątkowo uparte. Czasami silne trzęsienie drzewem (nawet przez mężczyzn!) nic nie daje i robaki trzeba strącać grubymi kijami. „Dotykane gąsienice wydzielają brązową wydzielinę, która osadza się na dłoniach, przez co stają się wilgotne i śliskie” – tłumaczy amerykański portal. – „W czasie „żniw” ganki glinianych chat pokryte są całkowicie tysiącami korpusów, schnącymi w afrykańskim słońcu”. 

Już wyłącznie wysuszone gąsienice nadają się do jedzenia, jednak najczęściej gotuje się je w wodzie lub sosie – ostrym lub przygotowanym na bazie masła orzechowego. Tylko najwięksi smakosze chrupią je na surowo – ściągnięte wprost z drzewa. 

W ten sposób Afrykańczycy dostarczają sobie niezbędnego wapnia, żelaza i białka. Tego ostatniego nawet trzy razy więcej, niż gdyby zamiast po Mopane, sięgali po wołowinę. Nic więc dziwnego, że można je spotkać w większości restauracji na kontynencie, na wioskowych bazarach i w marketach – sprzedawane w słoikach lub puszkach. Sprowadzają je również właściciele bardziej ekskluzywnych knajpek w zachodniej Europie, serwujących afrykańską kuchnię, chociażby w Paryżu. 

Flickr/Greg Willis/CC BY-SA 2.0 | Źródło: Flickr