Australijczycy, którzy mieszkają po sąsiedzku, mają dość. „Nie mamy żadnej prywatności” – przekonują. Jedna z matek utyskuje, że dzieci nie chcą już się bawić w ogrodzie, bo stale ktoś na nie krzyczał.
Dlaczego? Otóż dlatego, że dzieciaki ośmieliły się przestawić grupę krasnali, które ktoś ustawił u nich w ogrodzie, sąsiadującym z bodaj największym na całym świecie miasteczkiem gnomów – Gnomesville.
Dziś w tym nietypowym „miasteczku” przy australijskiej wiosce Dardanup stoi kilka tysięcy krasnali. Pierwszy pojawił się tutaj w latach 90. – jeden z mieszkańców stworzył mu prowizoryczny dom w dziupli. W ciągu kilku miesięcy stanęło 20 kolejnych. Nie przez przypadek. Ich pojawienie się było ściśle związane z protestem okolicznych mieszkańców przeciwko budowie… ronda w tutejszej Ferguson Valley. Władze postawiły je, nie zważając na powszechny opór i nagle na rondzie zaczęły pojawiać się krasnale.
„Przez pewien czas kradzieże i wandalizm zagrażały rozwojowi tej malutkiej populacji, jednak dziś miejsce to jest już powszechnie uznane i wciąż się rozrasta dzięki temu, że ludzie nieustannie przynoszą tu nowe figurki – czytamy na atlasobscura.com.
Ci ludzie właśnie stali się uciążliwi dla sąsiadów popularnej atrakcji turystycznej. Wiele z figurek, z braku miejsca, turyści ustawiają na terenie prywatnych posesji. – Chciałabym korzystać ze swojego podwórza tak samo swobodnie, jak każdy inny człowiek korzysta ze swojego, ale aktualnie nie jest to możliwe. Nie mamy żadnej prywatności! – utyskuje Donalie Haynes na łamach abc.net.au. – Gdy tylko moje dzieci przenoszą gdzieś te gnomy, od razu ktoś na nie krzyczy. To jest dość stresujące.
Właścicielka ośmioakrowego terenu skarży się, że ziemia jest podeptana przez turystów, a w lutym ktoś zniszczył płot, żeby łatwiej dostać się na ten teren.
Lokalne władze obiecują, że postawią ogrodzenie, które będzie oddzielało prywatne ziemie od Gnomesville. Wcześniej rozważały przeniesienie wszystkich krasnali w inne miejsce, jednak ich właściciele kategorycznie się temu sprzeciwiali.
Na razie więc tysiące gnomów stoją wokół kontrowersyjnego ronda. Niektóre mają nawet swoje domy, przed którymi suszą pranie lub biwakują. – To fantastyczne miejsce. Przyciąga całą masę ludzi. Kiedy przyjeżdżasz tutaj podczas wakacji, wszędzie stoją samochody – zauważa prezydent Dardanup Mick Bennett, cytowany przez australijskie medium.