- Już dawno bym stąd wyjechał, gdyby to tylko ode mnie zależało. Ale nie mogę zostawić jej samej – przekonuje Juan Martin Colomer w filmie "The Last Two" wskazując na żonę, Sinforosę Sancho. – Całe życie tu mieszka, nie chce wyjeżdżać. Dwójka osiemdziesięcioletnich staruszków została więc sama w osadzie La Estrella, ukrytej wśród gór Aragonii, blisko 20 kilometrów od Mosqueruela. 

- Kiedyś to była żywa wioseczka. Mieliśmy szkołę, sklepy, dwie tawerny, nauczyciela, księdza, no wszystko! Ale popsuło się. Ludzie nie byli w stanie wyżyć z rolnictwa. Nie było pracy, więc zaczęli wyjeżdżać. Pierwsi już w latach 50. A do 80. nie było tu już nikogo prócz nas – wspomina w rozmowie z BBC kobieta, która widziała, jak ostatni z jej 200 sąsiadów wyjeżdża stąd na zawsze. 

Raz na miesiąc jedzie na zakupy z mężem do pobliskiego miasteczka Villafranca. Nie częściej, bo, jak przekonuje, na co dzień są w stanie wyżyć z tego, co sami wyhodują. Trzymają drób, króliki, kozy i owce. Na dachu domu mają nawet solarne panele, które zapewniają im energię potrzebną do oświetlenia pokoi i zasilania lodówki. 

Poza tym jednak życie ostatnich mieszkańców La Estrella wygląda tak, jakby czas zatrzymał się dziesiątki lat temu. Nie mają ciepłej wody, telewizji, telefonu. Nie dociera tu nawet listonosz. Lata temu kupili komórkę, ale ta działa tylko wtedy, gdy wespną się wysoko na wzgórza, bo w wiosce nie ma zasięgu. Gotują na ogniu, piorą ręcznie w zlewie. 

Tylko raz do roku do zapomnianej wioski zjeżdżają tłumy z sąsiedniej Mosquerueli. – Nawet ze sto osób – kalkuluje Juan Martin Colomer, który już kilka dni wcześniej rozkłada z żoną śpiwory i turystyczne łóżka w dużym pokoju swojego domu. – Przygotowujemy dla nich ogromny obiad w naszej kuchni. A potem wychodzimy przed dom, tańczymy, śpiewamy i pijemy moc pysznego wina, które przywożą ze sobą.

La Estrella wygląda wówczas jak dziesiątki lat temu, gdy małżeństwo poznało się na jednej z potańcówek w lokalnej tawernie. Tym razem nie jest to jednak zwykła zabawa, ale finał „romerii”, czyli pielgrzymki do sanktuarium mieszczącego się właśnie w opuszczonej wiosce, zwanego Virgen de la Estrella lub Our Lady of the Star. 

Miejsca, które, wedle legendy, miało zostać założone przez „pasterza, który pewnego dnia, spacerując po sosnowym lesie, został oślepiony jasnym światłem. Wkrótce potem zobaczył Maryję, trzymającą w objęciach Jezusa i błyszczącą gwiazdę. Opowiedział o swojej wizji mieszkańcom Mosqueruela, którzy pobiegli do lasu i, najwyraźniej, zobaczyli to samo, ponieważ wkrótce potem wybudowali tam kaplicę” – czytamy na BBC. 

Niedługo później zamiast niej stanęło w La Estrelli sanktuarium, do którego co roku, w ostatnią niedzielę maja, ku uciesze ostatnich mieszkańców, zjeżdżają wierni. Poza nimi zaglądają tu tylko wyjątkowo wytrwali turyści. „Od czasu do czasu, jeśli tylko uda im się odnaleźć drogę”.