Tsunami, które zalało wybrzeża Krety w 1500 przed naszą erą, wcale nie było spowodowane rozpadnięciem się i zatonięciem kaldery, czyli zagłębienia wulkanu, po jego wybuchu – przekonują uczeni. Właśnie znaleźli oni inny powód wytworzenia się piętrzących się na dziewięć metrów fal. 

„Potężne tsunami, odpowiedzialne za upadek starożytnej cywilizacji minojskiej, mogło zostać spowodowane przez masę materiału wulkanicznego, opadającego do morza po wybuchu wulkanu” - czytamy na ibtimes.co.uk.  Dowodzić tego mają ślady wyplutych skał i pyłu, znalezione właśnie w okolicach wulkanicznej wyspy Santoryn, leżącej niedaleko Krety. W niektórych miejscach tworzą one warstwę grubą na kilkadziesiąt metrów!

Wcześniej w środowisku naukowym przewodziła teoria mówiąca o tym, że wulkan, mieszczący się na Santorynie, podczas wybuchu rozpadł się, a jego części, wpadające do wody, wzburzyły morze, powodując katastrofalną na mieszkańców Atlantydy powódź – dodaje dailymail.co.uk. 

Czy jednak Atlantyda rzeczywiście mogła się mieścić w okolicach greckiej Krety? Badacze starożytnej historii od dawana przekonywali, że Platon, który po raz pierwszy opisał tę mityczną krainę, musiał się inspirować prawdziwymi wydarzeniami. Tymczasem w istocie, blisko 3,5 tysiąca lat temu potężna cywilizacja minojska, mieszcząca się na Santorynie, została doświadczona klęską żywiołową. Tamtejsze zabudowania zniszczyły właśnie potężne fale tsunami.

Santoryn dziś, Flickr/Maggie Meng/CC BY 2.0 | Źródło: Flickr