Był rok 2000, kiedy górnicy, drążący tunel w kopalni na terenie meksykańskich gór Naica, odsłonili zalany korytarz, prowadzący do nigdy dotąd nieeksploatowanej jaskini. Gdy udało się go wreszcie osuszyć, odkrywcy dosłownie zdębieli. Cała jaskinia wypełniona była potężnymi, krystalicznie czystymi kryształami, celującymi ostrymi czubkami we wszystkie strony.

Większość z nich miała blisko 10 metrów długości, jednak rekordzista sięgał 12 metrów długości i 4 metrów średnicy. Ważył zaś blisko 55 ton – donosi portal elsewhere.nine.com.au. Nic dziwnego, że odkrycie szybko nazwano Kryształową Jaskinią (ang. Cave of the Crystals, rzadziej Giant Crystal Cave).

Gdy tylko o jaskini stało się głośno, zainteresowali się nią naukowcy. Okazało się jednak, że jakiekolwiek prace badawcze w tym miejscu nie będą należeć do najprostszych. Z kilku powodów.

Przede wszystkim panowały tu wyjątkowo trudne warunki – temperatura sięgała 58 stopni Celsjusza, wilgotność ponad 90 procent. Śmiałkowie, którzy schodzili pod ziemię w tym miejscu, musieli zakładać maski i kombinezony okładane lodem i chroniące przed przegrzaniem organizmu. Mimo ochrony już po niemal 20 minutach konieczne było wychodzenie na powierzchnię.

Ponadto okazało się, że potężne, gipsowe kryształy są dość kruche i łatwo się rysują. Przechodzenie między nimi zajmowało więc wyjątkowo dużo czasu, ponieważ należało to robić ostrożnie. Badania zaowocowały jednak odkryciem… blisko 50 000-letnich mikrobów! Niepodobnych do żadnych innych, jakie spotykano do tej pory na powierzchni. Naukowcy okrzyknęli je więc formą „super życia”, z uwagi na to, że były w stanie przetrwać w tak niegościnnych warunkach.

Niestety, mało kto ma szansę na własne oczy zobaczyć to miejsce. Niemal od samego początku wpuszczani byli bowiem tu tylko naukowcy. Od kilku miesięcy mówi się również o tym, że jaskinia zostanie zalana, żeby zabezpieczyć kryształy przed ewentualnymi zniszczeniami.