„Liczyliśmy na to, że zobaczymy piękne widoki i może jakiegoś wieloryba, ale na pewno nie na to, że cofniemy się w czasie, lądując w opuszczonej osadzie rybackiej” – wspomina pierwszą wizytę w założonym w XVIII wieku Kangeq na Grenlandii australijska podróżniczka Tanny, na łamach thefourthcontinent.com. Miasteczku-widmo, położonym zaledwie pół godziny drogi od Nuuk. 

Dziś zaglądają tu właściwie tylko spragnieni wrażeń turyści. Na nadbrzeżu można trafić na zacumowaną łódź, nieco głębiej, między skałami, na rozłożone śpiwory, czasami jakiś namiot. W samym Kangeq można już zobaczyć dużo bardziej historyczne pamiątki. 

„Wyszczerbione kubki. Umeblowane pokoje, w których wciąż czuć powiew historii, starą gazetę z 1989 roku, zatytułowaną „Sermitsiak”. To pradziad współczesnego wydania, które tylko nieznacznie zmieniono – dziś nazwa kończy się na „q” – dając „Sermitsiaq” – wspomina podróżniczka. – „Kościół z jedną, osamotnioną ławą. Tutaj doprawdy czas stanął w miejscu…”

Wikipedia/PD-US/public domain/John Møller | Źródło: Wikipedia

Blisko 60-letni dziś Anda Poulsen dobrze pamięta ten moment, gdy miasteczko umarło. Chociaż właściwie nie była to jedna chwila, ale powolne wyludnianie, które ciągnęło się latami. Już po drugiej wojnie światowej Dania postanowiła bowiem, że zacznie silniej inwestować w swoje kolonie na Grenlandii. „Przecież to doskonałe miejsce dla komercyjnego rybołówstwa. Wierzono, że na krewetkach i halibutach, łowionych w tych rejonach, uda się zbić nie lada majątek” – tłumaczy npr.org. Większe miasta zaczęły się rozwijać. Mniejsze wioski, zamieszkiwane głównie przez rdzenną ludność (Inuitów, wśród nich właśnie Andę Poulsena) – powoli się wyludniały. 

Niektóre źródła mówią, że do końca lat 60. nie został tu już jeden mieszkaniec. Inne, że w niewielkim Kangeq z blisko 150 mieszkańców do początków lat 70. zostało zaledwie nieco ponad 50. Właściciele zamykali sklepy, kościół odwołał jedynego pracującego tutaj księdza, duński rząd uznał, że nie ma sensu zapewniać opieki medycznej lub oświaty tak małej osadzie, położonej na lodowej pustyni. To się po prostu nie opłacało. „Słyszeliśmy, że zamykają nasze miasteczko” – wspomina Anda, który wciąż nie może się pogodzić z przeprowadzką. – „Wszyscy słyszeli. Wszyscy o tym wiedzieli. To było straszne”. 

W końcu grenlandzką osadę opuścili ostatni mieszkańcy. Większość przeniosła się do położonego zaledwie 20 kilometrów dalej Nuuk. Dziś opuszczone Kangeq jest jedną z większych atrakcji turystycznych na Grenlandii. Wciąż można tu zobaczyć zachowane w doskonałym stanie kolorowe, drewniane domy i niewielki kościół, który swego czasu służył tutejszym dzieciom również za szkołę.