Kiedy wchodził do jednego z egipskich grobowców, ten nagle zaczął się zasypywać. Zdążył tylko chwycić kapelusz, jak filmowy Indiana Jones i wybiegł, w ostatniej chwili. Tubylcy mówili o wypadku krótko: dżin się zdenerwował i cię nie wpuścił.

Dorota Ziemkowska: Przebłagał go Pan, żeby wreszcie udało się wejść?

Patryk Chudzik: On sam ustąpił, tak mnie przynajmniej przekonują robotnicy. Nie sprawdzałem, bo jeszcze tam nie wchodziliśmy, ale oni zapewniali, że nie ma innej rady, jak odczekać swoje. Nie można go przebłagać albo uprosić.

A dżin jest mściwy i długo pamięta. Po wypadku pracownicy opowiedzieli mi pewną historię: otóż pewien miejscowy rabuś przedostał się kiedyś do komory grobowej, zaczął wyciągać stamtąd przedmioty i sprzedawać na czarnym rynku. Wtedy dżin wysłał mu ostrzeżenie, to znaczy ukarał jego córkę - zaczęła strasznie chorować. Miejscowi radzili złodziejowi, żeby udał się do szejka, jak nazywają znachorów i znawców czarnej magii. I ten „lekarz” poradził, żeby zostawić grobowiec w spokoju, bo duch, który go strzeże, będzie się mścił. Rabuś nie odpuścił, mówił, że to zabobon. Córka zginęła, nie pamiętam już, w jakich okolicznościach. A ten szabrował dalej. Wówczas jednak zachorował jego syn i złodziej się opamiętał i porzucił to miejsce. Robotnicy przekonywali mnie, że wszystko to wydarzyło się w sąsiedniej wiosce, Gurna, ledwie kilka lat temu.

Odkrycie nowego grobowca urzędnika, fot. M. Sieradzka

Pana ta historia nie mogła przerazić, nie wierzy Pan w klątwy.

Ja mam swoją teorię na ten temat. Pewna osoba przechodziła w pobliżu, powyżej wykopu i niewielkie drgania spowodowały, że gruz zaczął się osypywać. Ja słusznie wtedy udzieliłem jej pewnej reprymendy, natomiast nasi pracownicy nie mieli najmniejszych wątpliwości, że była to wina tylko i wyłącznie tego ducha.

Wierzenia lokalnej ludności nie przeszkadzają czasami w pracy?

Oczywiście, trzeba mieć je na uwadze, przecież „kopiemy rękami Egipcjan”. Osobiście jednak nigdy nie miałem takiej sytuacji, by zrezygnowali oni z pracy z powodu legendy czy historii o dżinie. Jak dotąd był tylko jeden grób, do którego nie chcieli wchodzić. Ich argumenty były jednak słuszne i racjonalne.

To znaczy?

Odsłanialiśmy korytarz wejściowy, robotnicy rozbijali młotami większe głazy i z góry zaczął się sypać gruz. Już wcześniej część tego stropu się osunęła, a niektóre skały były nadal na tyle lekko zawieszone, że w każdej chwili mogły runąć. Doszliśmy wówczas do wniosku, że jest zbyt niebezpiecznie i zatrzymaliśmy prace. Dlatego też z pracami w tym miejscu na razie się wstrzymaliśmy. Musimy stworzyć zadaszoną konstrukcję, z grubych drewnianych desek, żeby móc pod nią dalej eksplorować ten korytarz.

Jednak ja takie sytuacje całkowicie rozumiem i nie wpuszczam robotników gdzieś, gdzie jest niebezpiecznie. W końcu odpowiadam za ich życie. Zwykle najpierw sam wchodzę, żeby sprawdzić, czy w ogóle jest się za co zabierać.

Mieliśmy na przykład taki grób, kilka sezonów temu, którego nawet nie zaczęliśmy oczyszczać, bo było to zbyt groźne. Tylko ja i jeden kolega zdecydowaliśmy, żeby wcisnąć się do środka, przez niewielką szczelinę, przysypaną przez gruz. Jak korytarz ma wysokość około 2,5 metra, tak tu wejście miało jakieś 50 centymetrów. Resztę wypełniały kamienie, bardzo szczelnie. Weszliśmy do komory, ale wiedzieliśmy, że w każdej chwili to wszystko może się zasypać, że możemy tam utknąć, przynajmniej do momentu, aż z zewnątrz nie oczyszczą tego gruzowiska.

I co się czuje, kiedy się wdziera do takich miejsc?

Czuje się… okropny smród! To zapach amoniaku, z odchodów, bo w niektórych grobach mieszka czasami kilkaset nietoperzy. W takich miejscach nie pracujemy dłużej niż 25 minut, pół godziny, bo zatrucie amoniakiem jest śmiertelne. A o to jest naprawdę bardzo łatwo. Kiedy wychodziłem z grobu przez tą wąską szczelinę, byłem tuż przed zatruciem. Miałem już pierwsze objawy, to znaczy ból głowy, straszny! Wymioty, majaki…

Musimy jednak pewne prace wykonać w takich miejscach. Tylko wówczas rozkładamy je na dłuższy czas. Tym bardziej, że w grobowcu nie ma cyrkulacji powietrza. Nie można jej nawet sztucznie wprowadzić, bo wszędzie zalegają tony pyłu, który mógłby się zacząć unosić i wszystko nam wybrudził. Z tego też powodu wszystko musimy oczyszczać powoli, krok po kroku. Odsłanialiśmy już niejedną posadzkę sprzed 4 tysięcy lat, najzwyklejszą w świecie miotłą! To żmudna robota, którą niekiedy utrudniają dodatkowo na przykład te wspomniane nietoperze. Nie są zbyt przyjemne. Obijają się o twarz, o ramiona. Kiedyś, gdy przedzierałem się przez większe stado, jeden wleciał mi za kołnierz kurtki…

A i tak nietoperze to chyba najmniej groźne znalezisko w egipskich grobowcach. Są i węże, i skorpiony… Ludzie, którzy podróżują po Afryce przekonują, że rano pierwszą rzeczą, jaką się robi po wstaniu, jest wytrzepanie ubrań z tych wszystkich niebezpiecznych zwierząt.

Tak, to już jest odruch, dla mnie coś normalnego. Na szczęście najczęściej jeżdżę w listopadzie, grudniu, do lutego, kiedy to ryzyko jest dużo mniejsze bo większość tego typu zwierząt śpi. Ukryta gdzieś pomiędzy kamieniami.

No właśnie, może się okazać, że między tymi, przez które się Pan właśnie przeciska.

Otóż to, dlatego nim się podniesie jakikolwiek kamień, trzeba go najpierw trącić nogą. I to w butach o wysokiej cholewie, najlepiej za kostkę, żeby coś, co tam ewentualnie siedzi, odwijając się, nie ukąsiło.

Dekorowana komora grobowa Chetiego, fot. M. Jawornicki

Pod nogi trzeba uważać też z innego powodu. W grobowcu można przecież trafić na ukryte szyby…

Z reguły wiemy, gdzie mogą się znajdować, bo od wielu lat zajmujemy się określonym typem grobu. 

Nie ma szans na niespodzianki? Przecież wiele z tych grobów było używanych ponownie, przez inne rodziny. Przekuwano je, powiększano o dodatkowe pomieszczenia…

Nie da się ukryć. Raz rzeczywiście trafiliśmy na grobowiec, który był dla nas prawdziwą niespodzianką. Znajdował się w miejscu, gdzie wcześniej pracowała amerykańska misja, więc mieliśmy rysunki, jak wyglądają podziemia w tym miejscu. Wiedzieliśmy więc mniej więcej, co nas tam może czekać. No właśnie, mniej więcej. Bo jeden z grobów nie był naszkicowany. Nie wiedziałem dlaczego, do momentu, kiedy do niego weszliśmy. Okazało się, że podłoga w korytarzu wejściowym wygląda jak ser szwajcarski. Tak jest pocięta otworami szybów. Ciężko się było między nimi poruszać. Tym bardziej, że miały jakieś trzy, cztery metry głębokości i otwory przekraczające ponad metr szerokości i długości, a więc człowiek mógł spokojnie w nie wpaść. Żeby w ogóle zacząć prace, musieliśmy je wszystkie przykryć grubymi deskami, żeby zbudować prowizoryczny chodnik.

Jednak nawet w samych szybach może być coś interesującego.

Oczywiście. Tym bardziej, że dwa są wypełnione gruzem aż do samego otworu. Przed nami więc mnóstwo pracy, tym bardziej, że działamy w sumie w ośmiu grobowcach. Żeby w jednym sezonie eksplorować tyle miejsc równocześnie, potrzebowalibyśmy setek robotników. A z reguły dysponujemy grupą może dziesięcioosobową. Więc punktowo badamy te tereny, które są w danym momencie najważniejsze, bo na przykład mogą ulec zniszczeniu przez osypujący się gruz.

Najczęściej pracujecie właśnie na gruzowiskach, niektórzy mówią nawet obrazowo, że na starożytnych śmietnikach. Co tam można znaleźć?

Na śmietniku można znaleźć największe skarby!

Bóg Ra w swojej nocnej formie, pod postacią skarabeusza z głową barana, fot. M. Jawornicki

Na przykład?

Może się okazać, że śmietnisko, które badamy, jest tak naprawdę jedną z kaplic nekropolii tebańskiej. I to wyjątkową, bo zawierającą, jako jedyna na całym świecie, pełne wyposażenie – ołtarz, naczynia… Na coś takiego właśnie natknęliśmy się w 2013 roku. Dzięki temu odkryciu dziś wiemy, że w egipskich grobowcach odprawiane były bardziej skomplikowane rytuały, niż tylko wylanie wody na ołtarz w tracie modlitwy. Na pewno coś krojono, bo znaleźliśmy tam chociażby krzemienny nóż. Analiza tych materiałów wciąż trwa, ba, jeszcze trwają wykopaliska w tym miejscu. Bo to śmietnisko było tak duże, że nie byliśmy w stanie zbadać go całego podczas jednego sezonu.

Nic dziwnego, w środku znaleźliście chyba setkę naczyń.

I to tylko jednego typu, takich charakterystycznych flaszeczek, w których przynoszono wodę. A jest tam jeszcze mnóstwo innych, glinianych. Także ogromny skarb, znaleziony na dodatek w miejscu, które tak naprawdę nigdy nie zostało ukończone! Raptem ułożono trzy warstwy cegieł. I koniec.  Bo właściciel grobu zmarł, więc wszystkie prace trzeba było przerwać. I to, okazuje się, w pośpiechu. Cegły, które przyniesiono na miejsce budowy, znajdują się tam nadal, nieco poniżej kaplicy. Leżą ułożone równo, tak jak dziś się przywozi materiał budowlany na palecie. Przy jednym z narożników ceglanej konstrukcji zachował się drewniany kołek, wokół którego rozciągano sznurek, na podstawie którego można było wznieść prostą ścianę. Leżą skorupy naczyń, z których robotnicy pili wodę, młotki, którymi wykuwali grobowiec.

A nieopodal, tej samej zimy, natknęliście się na coś, co może być jeszcze większym skarbem.

Dokładnie, przejście do pomieszczenia, które może być komorą grobową. I to taką, do której na pewno nie wszedł nikt w czasach nowożytnych. Więcej nawet – mam wątpliwość, czy trafili tu nawet starożytni rabusie! W sąsiednim pomieszczeniu znaleźliśmy bowiem materiały balsamierskie, naczynia zasobowe, bandaże, które nie zostały wykorzystane w trakcie mumifikacji, olejki… Czyli wszystko to, co przechowywano w sali, będącej rodzajem składziku. Nie ma tu zaś żadnych elementów typowych dla komory grobowej, nie trafiliśmy na nie nawet w gruzowisku. A to oznacza, że nikt do nich jeszcze nie dotarł.

Dużo jeszcze prac przed wami, żeby się do nich dostać?

Sezon zakończyliśmy na głębokości 2,5 metra, a szyby w grobowcach tego typu, należących do niższych urzędników, ciągną się zwykle na około trzy, cztery metry.

Czyli jesteście dalej jak na półmetku.

Można tak orientacyjnie powiedzieć, przy czym cała masa pracy przed nami. Kiedy kończyliśmy działania w tym miejscu, zdecydowałem, żeby tę hałdę, która powstała z odgruzowywania, z powrotem wrzucić do środka. Żeby nie narażać się na ryzyko, że jacyś rabusie w okresie, kiedy my tam nie pracujemy, wedrą się do środka. Bo zakończyliśmy na 2,5 metra, a może się okazać, że początek wejścia do komory grobowej jest już 25 centymetrów głębiej. Jest to możliwe. I chociaż nigdy mi się nie zdarzyło, żeby złodzieje wdarli się na misję, wolałem dmuchać na zimne. Inna rzecz, że wsypanie gruzu do środka spowoduje wzmocnienie ścian i uniemożliwi zawalenie się ich w razie wstrząsów ziemi, które przecież się zdarzają.

Dekorowane bloki z grobowca Chetiego, Średnie Państwo (2055-1773 p.n.e.), fot. M. Jawornicki

Teren nekropolii jest eksploatowany od jakiś 200 lat. Tymczasem w miejscu, w którym Pan pracuje, ostatnie misje archeologiczne były organizowane niezwykle dawno, bo w latach 20. XX wieku. Jak to możliwe, że przez tyle dziesiątek lat nic się w tym miejscu nie działo?

Archeolodzy nie chcieli wchodzić tam, gdzie ktoś już był wcześniej. Sam słyszałem nieraz od kolegów po fachu: po co tam jedziesz? Przecież tam nic nie ma, na pewno niczego już nie odkryjesz. Mnie jednak interesują początki uznawania nekropolii tebańskiej za miejsce godne chowania królów, czyli okres Średniego Państwa (2055 – 1773 p.n.e.), uważany przez większość badaczy za mniej ciekawy, w ubiegłych latach wielokrotnie pomijany. Oni bowiem woleli Nowe Państwo (1550 – 1069 p.n.e.), bo wówczas powstawały dekorowane złote sarkofagi i piękne wyposażenia grobów, stworzone w stylistyce, do której się przyzwyczailiśmy, którą mamy przed oczami, gdy myślimy o starożytnym Egipcie.

Pozostałości po Średnim Państwie, na jakie Pan trafia, są więc wizualnie mniej atrakcyjne? Nie przystają do naszego wyobrażenia o tym, jak skarby egipskie powinny wyglądać?

Przeważnie tak. Niektórzy uważają na przykład, że rysunki z tego okresu to „kulfony”. Tymczasem one nie tyle są nieforemne czy uboższe, ale mniej realistyczne, bo opierają się bardziej na prezentowaniu ideologii, niż otaczającej rzeczywistości. Na szczęście niechęć do Średniego Państwa i miejsc już niegdyś eksploatowanych, maleje. Przekonujemy się, że w przebadanych już w XIX, XX wieku rejonach, nadal jest mnóstwo zabytków do odkrycia.

Zapewne ze względu na to, że zmieniło się w ogóle podejście do tego, co archeolog nazywa skarbem.

Otóż to. Początkowe badania, XIX-wieczne, związane były z kolekcjonerstwem, za wartościowe uważano więc wyłącznie to, co było kompletne lub wyglądało atrakcyjnie. Dziś przychodzimy ze zdecydowanie większą wiedzą i świadomością, jakie materiały możemy pozyskać. Potrafimy bowiem wyciągnąć informacje z każdego najmniejszego kawałka.

Mumia odkryta w sezonie 2015/2016, fot. M. Jawornicki

Skutkiem czego są mniej spektakularne, dla laika, efekty.

W istocie, bo też to, co odkrywamy, jest może mniej spektakularne. Jednak zestaw informacji, które z tego wyciągamy, jest zdecydowanie, nieporównywalnie wręcz większy. Badając bardzo dokładnie, krok po kroku, każdą skorupę, jesteśmy w stanie wskazać całą masę materiałów i produktów spożywczych, które przynoszono do grobu, czego do tej pory nikt nie robił. Ba, my nawet badamy materiały, które znalazły się w tym miejscu na długo przed powstaniem tych grobów. A więc są związane z wczesnymi formami ludzkimi, tak zwanymi hominidami, które zamieszkiwały te tereny w epoce kamienia łupanego, kilkadziesiąt tysięcy lat temu. Tak naprawdę dla nas wszystko, co nie jest naturalną skałą, ma wartość, bo znaczy, że zostało tam przyniesione przez człowieka. A skoro tak, to w jakimś konkretnym celu.

Ale jaka jest szansa trafić na większe fragmenty wyposażenia grobowców, że o całości nie wspomnę, skoro czasami trzeba się po nie ścigać z… turystami? Skoro bowiem wam udało się znaleźć swego czasu na powierzchni porzuconą rękę mumii, to i taki podróżnik może.

To prawda, tego materiału wciąż jest mnóstwo już na powierzchni. Leży tam niekiedy aż od starożytności, kiedy rabusie włamywali się do grobowców, po czym wywlekali wszystko na zewnątrz, żeby móc „pracować” przy świetle księżyca. Nekropola nie była wówczas strzeżona, mogli więc spokojnie rozszarpać te szczątki, zabrać, co złote, a resztę porzucić. Później, w XIX wieku, również to, co nie było kompletne, lub czego nie uważano za skarb, porzucano, chociażby na dziedzińcach poszczególnych zespołów grobowych. A dziś, cóż, z jednej strony ja znajduję na samym wierzchu gruzowiska drewnianą figurkę kobiety, a nieco dalej jakiś turysta podnosi sobie inną „pamiątkę”. Niestety, z takimi kradzieżami, trudno się walczy.