Można je grillować i podawać z ryżem, jednak najczęściej podawane są jako szybka przekąska – przyprawione czosnkiem, sosem sojowym i solą lub cukrem i smażone w głębokim tłuszczu. Za największy przysmak uważane są samice tarantuli, ponieważ znajdujące się w ich odwłokach jaja dodają tylko smaku całemu daniu. 

Tarantule je się w Kambodży od dziesiątek lat, jednak do lat 70. robiło się to sporadycznie. Dopiero w czasie rządów Khmerów, podczas których w kraju zapanował potężny głód, ludzie ratowali się przed śmiercią polując w lasach na wszystko, co nadawało się do zjedzenia. 

Pająki, bogate w białko, kwas foliowy i cynk, były codziennym posiłkiem, nierzadko – jedynym. Dziś smażone tarantule podaje się tutaj właściwie wszędzie – od wielkomiejskich restauracji, poprzez bodaj najsłynniejszy targ w Skuon, aż po wiejskie stragany. 

Z ich łowienia utrzymują się całe rodziny – przez leśną roślinność przedzierają się nawet małe dzieci. Bywa, że mocno ucierpią na takim polowaniu. Bo chociaż jad odmiany, jaka tu występuje, nie jest śmiertelny, powoduje dokuczliwy ból. – Po ukąszeniu pojawia się bardzo wysoka gorączka, obrzęk, paraliż oraz wymioty, które mijają po jednym, najwyżej dwóch dniach – opowiada mieszkaniec Kambodży na łamach washingtonpost.com. Gorzej, gdy sięgając po pająka między listowie, trafi się na jadowitego węża lub skorpiona.