„Europejczyk zapisuje swoje imię piórem, moje jest tutaj” – stwierdził podczas wizyty w Anglii wódz Maorysów Te Pehi Kupe, wskazując na wytatuowaną twarz – czytamy na pbs.org. Głowa mężczyzny musiała być ozdobiona czarnymi, misternymi wzorami, jak większości jego krajanów. Nic dziwnego – w tradycyjnej kulturze mieszkańców Polinezji ta część ciała uznawana jest za najważniejszą, a przez to poddawana żmudnym i bolesnym zabiegom. 

Chociaż każda z wysp Polinezji może się pochwalić nieco innym stylem tatuażu, łączy je przede wszystkim wierzenie, że w obrazku rytym na ciele znajduje się mana każdego człowieka, czyli jego duchowa siła. Z tego też powodu przed tysiącami lat literalnie każdy mieszkaniec obszaru, zawartego między Nową Zelandią, Hawajami i Wyspą Wielkanocną, zdobił skórę wyjątkowymi wzorami, przedstawiającymi na przykład geometryczne figury lub morskie stworzenia, takie jak manty, rekiny czy jeżowce.

„Jedną z najbardziej fascynujących kultur Polinezji stworzyli jeszcze przed XVIII wiekiem Maorysi z Nowej Zelandii. Ich odmiana tatuaży rytych na twarzy, zwana moko, odznaczała się wyjątkowo wyrafinowanym kunsztem. Przy tym określała ozdabianej osobie miejsce w społeczności i wyrażała jej przywiązanie do ziemi” – donosi pbs.org. 

Oprócz moko Maorysi zdobili ciała również puhoro, czyli tatuażem pokrywającym resztę ciała – od torsu, aż do kolan. Zabiegi, którymi się poddawali, były wyjątkowo bolesne. Tradycyjnie nie używano bowiem igieł, ale narzędzi wykonanych z kości i zębów ptaków i morskich zwierząt. Symbole ryto nożami w ciele, albo „wykuwano” dłutami, uderzanymi niewielkimi młotkami. Następnie wprowadzano w rany czarny barwnik przygotowany z popiołu drzewnego lub prochu strzelniczego. Niekiedy dodawano również zwierzęcy tłuszcz. Ponieważ podczas takiego zdobienia człowiek tracił dużo krwi, namalowanie całego, misternego obrazka, ciągnęło się niekiedy miesiącami. 

„Tatuowaniem zajmowali się wyszkoleni szamani (tahua), którzy nie tylko mogli się pochwalić zdolnościami artystycznymi, ale również wiedzą na temat symboliki” – czytamy na apolynesiantattoo.com. Zdobienie ciała było częścią religijnej ceremonii, dlatego wymagało odpowiedniego przygotowania. Malowany Maorys nie tylko powstrzymywał się od kontaktów seksualnych, ale w ogóle musiał unikać kobiet. 

Kiedy w latach 50. XIX wieku na wyspach w tych rejonach pojawili się misjonarze, tatuaż znalazł się na cenzurowanym. Księża uznawali go bowiem za przejaw „diabelskiej sztuki”. „W latach 60. znów powrócił, jako symbol oporu przez brytyjską kolonizacją” – wspomina pbs.org. Ulegał jednak powolnym zmianom. Oto bowiem zaczęły się nim ozdabiać również kobiety, którym wcześniej kategorycznie tego zabraniano. Zaś tradycyjne noże i dłuta powoli zastępowały igły. Dziś obrazki inspirowane tradycyjnym wzornictwem polinezyjskim jest jednym z najpopularniejszych w europejskich i amerykańskich salonach tatuażu.