Miejscowe biuro turystyczne już wykasowało zdjęcia ze swojego oficjalnego konta na Facebooku i Twitterze. Liczy, że za jego przykładem pójdą inne instytucje. Kto złamie przegłosowane niedawno prawo, będzie musiał zapłacić grzywnę w wysokości około 5 franków szwajcarskich (około 20 złotych). Za kontrowersyjnym przepisem coś się jednak kryje.
Mieszkańcy szwajcarskiego miasteczka, położonego w Alpach, tłumaczą decyzję o zakazie robienia zdjęć w Bergün/Bravuogn... dobrem innych ludzi. – Naukowo udowodniono, że przepiękne, wakacyjne zdjęcia, oglądane w sieci, wpływają bardzo negatywnie na tych, którzy je oglądają. Odczuwają oni głęboki żal, że sami nie mogą być w takim miejscu – przekonuje jeden z przedstawicieli społeczności, cytowany przez news.com.au. - Jestem, doprawdy, zachwycony, że obywatelom Bergün leży na sercach dobro innych ludzi – dodaje burmistrz Peter Nicolay.
Pieniądze, które teoretycznie będzie musiał zapłacić każdy przyłapany na robieniu zdjęć, będą przekazane na ochronę środowiska naturalnego. Teoretycznie, bo okazuje się, że za przepisem stoi… chęć zdobycia jak największego rozgłosu.
„Technicznie, prawo nie jest fikcyjne. W rzeczy samej, zostało przegłosowane przez Radę Miejską” – donosi australijski portal. Z drugiej jednak strony sam dyrektor miejscowego biura turystycznego przekonuje, że pomysłodawcy liczyli głównie na to, że o nowym przepisie będą pisać media na całym świecie.
PR genialny czy katastrofalny? Nie ma jednoznacznych opinii. W mediach i komentarzach w sieci można się natknąć zarówno na entuzjastyczne zapewnienia turystów, że muszą na własne oczy zobaczyć tak nietuzinkowe miejsce, jak i na takie, które porównują Bergün/Bravuogn do… Korei Północnej.