„Wszyscy obserwatorzy są zgodni co do tego, że trudno sobie wyobrazić zwierzę bardziej nieposkromione i wściekłe” – stwierdził XIX-wieczny zoolog Alfred Edmund Brehm. Rzeczywiście, diabeł tasmański atakuje swoje ofiary z zaciekłością, niemalże rozrywając je na strzępy. Atakuje nocą, rzucając się od tyłu do gardeł zwierząt, które osiągają nawet wielkość niewielkiego kangura. Ma tak potężnie zbudowaną szczękę, że z łatwością miażdży kości. Gdy podczas polowania się wystraszy, dodatkowo wydziela wyjątkowy odór.

Torbacze te żyją w stadach, ale nie są przyjaźnie nastawione nawet do przedstawicieli własnego gatunku. Nieustannie się atakują, roznosząc przy tym między sobą zarazę DFTD, czyli rodzaj raka, który powoduje u nich owrzodzenie pysków. Dotknięte nią zwierzęta padają z głodu, bo choroba praktycznie uniemożliwia im polowanie i przełykanie padliny.

Z głodu pada zwykle również ponad połowa nowo narodzonych szczeniąt diabła. Wszystko dlatego, że matki mają tylko cztery gruczoły mleczne, a rodzą od 20 do 30 młodych, które muszą zaciekle walczyć między sobą o dostęp do pożywienia. W Tasmanii, jednym ze stanów Australii, zostało więc już tylko do 25 tysięcy diabłów – szacuje Międzynarodowa Unia Ochrony Przyrody.