- Siedziałem w niewielkiej, pięcioosobowej windzie, podobnej do rusztowania otoczonego rurami, którym przemieszczają się robotnicy myjący szyby na drapaczach chmur – wspomina zjazd pod ziemię Colin Covert na łamach startribune.com.

Winda jechała powoli, co jakiś czas skrzypiąc, a ostry dźwięk odbijał się od ścian wulkanu. Na dole, gdy usiadła, słychać już było wyłącznie ciche pluskanie kropli wody, spływających po ścianach do kałuż. Turyści stanęli na zastygłej magmie. I również sami zastygli.