Kiedy był dzieciakiem, Michael Zoettl ledwie uszedł z życiem, gdy potężna epidemia grypy dziesiątkowała XIX-wieczną Europę. Już jako nastolatek uległ wypadkowi, w którym tak poważnie uszkodził sobie kręgosłup, że do śmierci chodził pochylony, z wielkim garbem na plecach. Liczył na spokój, odpoczynek i powolne bytowanie z daleka od ludzi, więc wstąpił do zakonu. Nic z tego, tu czekała go tylko mozolna harówka, której efekty oglądają dziś dziesiątki tysięcy osób rocznie.
W opuszczonym kamieniołomie niedaleko miasta Cullman w Alabamie, na blisko czterech akrach terenu, stoją obok siebie miniatury budowli z Rzymu czy Jerozolimy, krzywa wieża w Pizie i inne zabytki z całego świata oraz cała masa niewielkich grot z figurynkami świętych i scenami z Biblii. Wszystko to zbudował właśnie on - Michael Zoettl, czyli braciszek Joseph. Niewielki, bo nie mierzący więcej jak 150 centymetrów, leciutki (około 45 kilogramów) garbus.
Mężczyzna, który ze względu na swoje „nieestetyczne”, jak mówili jego znajomi, kalectwo, nie mógł pracować z ludźmi, więc chował się w klasztornej celi i rzeźbił. Dniami i nocami. To, co na początku było hobby, pozwalającym oderwać się od otaczającej rzeczywistości, szybko stało regularną, wielogodzinną pracą. Bo przełożeni Josepha szybko zauważyli, że na jego figurkach (najczęściej umieszczanych w niewielkich grotach) można nieźle zarobić. Sprzedawali je więc wiernym, głównie na odpustach. „Braciszek niejednokrotnie przyznawał, że zrobił ich ponad 5 tysięcy, nim przestał je w ogóle liczyć” – czytamy na roadsideamerica.com.
Oprócz figurek na odpusty, robił również miniatury popularnych budynków. Budował w ten sposób swoje „Malutkie Jeruzalem”. To z niego wyrósł potężny park miniatur we wspomnianym kamieniołomie, bo współbracia nie chcieli dopuścić, by niewielkie dzieła sztuki były przeznaczone wyłącznie dla oczu ich twórcy. – Powiedziałem kiedyś przełożonemu, że robię się coraz starszy i niedługo nie będę w stanie robić kolejnych budynków – wspominał rzeźbiarz, cytowany przez amerykański portal. – Nie chciał słuchać. Więc pracowałem dalej. Tak, w istocie, codziennie miałem co robić.
Ave Maria Grotto, jak nazwano to miejsce, otwarto dla zwiedzających w 1934 roku. To był hit – ściągali do niego turyści z najdalszych okolic. I nikomu nie przeszkadzało, że niektóre budynki znacznie różnią się od oryginałów. Bo zapracowany mnich nie miał czasu, a może zwyczajnie nie wolno mu było, ruszyć w świat i zobaczyć je na własne oczy. Zbierał więc zdjęcia i pocztówki i na ich podstawie tworzył swoje miniatury. A ponieważ większość z nich pokazuje zabytki z przodu, to już boki i tył budował wedle własnego uznania – z kamieni i odpadów: kawałków marmuru, muszli, ceramiki, a nawet… rowerowych reflektorów..
W sumie braciszek Joseph stworzył ich blisko 125 - zapewnia atlasobscura.com. Ostatnie było Sanktuarium Matki Bożej z francuskiego Lourdes, powstałe zaledwie trzy lata przed śmiercią blisko 80-letniego mnicha.