Wygląda jak miejsce, do którego się ucieka. Aby się skryć przed kimś, lub zapomnieć o jakiejś tragicznej historii. I tak też było w rzeczywistości. 

„Każdy tutaj jest zdania, że pan Wharton nie zostanie w tym miejscu dłużej, jak przez jedne wakacje” – wieścili w 1904 roku krytycy budowli na łamach The Philadelphia Press. Nie mieli racji. Pan Wharton spędzał tutaj każdy sezon urlopowy, aż do śmierci pod koniec lat 30. XX wieku.

Stojąc przy jednym z 65 okien widział huragany, szalejące nad Narragansett Bay w północno-wschodnich Stanach Zjednoczonych. Był w stanie obserwować wysokie fale, które mogły zagrażać jego domowi, wybudowanemu na niewielkiej, kamiennej wyspie, zaledwie 600 centymetrów powyżej poziomu morza. 

Mogły, ale w rzeczywistości nigdy jednak poważnie nie uszkodziły posesji, zwanej Clingstone. Dopiero największy huragan z 1938 roku, który nawiedził te okolice już po śmierci Josepha Loveringa Whartona, spowodował „niewielkie zniszczenia”. Ot, chociażby powalił długi, kamienny pomost, który stał na wyspie. Wcześniej nie wydarzyło się nic, co mogłoby wystraszyć mężczyznę z nietypowej budowli.

Wikipedia/Brianwwu/CC BY-SA 4.0 | Źródło: Wikipedia

Nic jednak dziwnego, skoro wybudował ją tutaj wszystkim na złość, a już na pewno rządowi, który pod koniec XIX wieku odebrał mu kawał ziemi z domkiem letniskowym, wybudowanym na południe od Jamestown, aby powiększyć wojskowy Fort Wetherill. Wharton ciężko przeżył utratę posiadłości. W końcu wymyślił, że wybuduje nową „tam, gdzie nikt już nigdy nie będzie mu przeszkadzał” – donosi amusingplanet.com. 

Był chyba jedną z nielicznych osób, która naprawdę uwielbiała tę trzypiętrową posiadłość. Kiedy niedługo po jego śmierci odeszła i żona, do domu przestał ktokolwiek zaglądać. Trzej synowie Whartona szczerze nienawidzili Clingstone, podobnie jak siebie wzajemnie. Do tego stopnia, że latami nie mogli się porozumieć, co zrobić z niewygodnym dziedzictwem. 

Aż do 1961 roku, kiedy domem na wyspie zainteresował się architekt Henry Wood. Trudno powiedzieć, co go tak zafascynowało w posiadłości, opuszczonej od dwudziestu lat. Na pewno nie jej wygląd, bo była w opłakanym stanie. „Okna rozbite, podłogi zgniłe i pokryte odchodami gołębi, dach niemal z całości rozniesiony przez wiatry na cztery strony świata” – zauważa nytimes.com. 

Być może cena, bo pośrednik, ogłaszając ją za 5 tysięcy dolarów, już podczas pierwszych rozmów wyznał, że właściciele są w stanie się jej pozbyć „za dużo, dużo mniej”. Ostatecznie Henry Wood wydał na nią nie więcej niż 3 600 dolarów. Przekonuje, że miał szczęście. – Myślę, że sprzedali mi go tylko dlatego, że okazałem się… krewnym – tłumaczy na łamach amerykańskiego portalu.

Zobacz niesamowity widok, jaki roztacza się z Clingstone:

Rzeczywiście, budowniczy Clingstone okazał się być jego dalekim kuzynem. Dzięki temu niezwykłemu zbiegowi okoliczności Henry Wood wszedł w posiadanie przegniłej posiadłości, w której na ścianach drugiego piętra wandale swego czasu ćwiczyli celność, strzelając po ścianach i suficie z broni. Jeszcze w 2008 roku architekt trafiał na zatopione w tynku kule. Wówczas jednak były one jednym z nielicznych śladów po tych najtrudniejszych dwudziestu latach w historii letniskowej posiadłości. Wood miał już w tym czasie „23 pokoje, w tym 10 sypialni i pięć łazienek” – wylicza nytimes.com. – „Kolektory słoneczne podgrzewały wodę, a turbina wiatrowa na dachu produkowała energię elektryczną. Woda deszczowa gromadziła się zaś w zbiorniku o pojemności 3 tysięcy galonów (czyli nieco ponad 11 tysięcy litrów), z którego następnie, przepompowywana, nadawała się chociażby do sprzątania domu”.

Jedno tylko się nie zmieniło. Nadal znajdowali się ludzie, którzy szczerze nie znosili Clingstone. Druga żona Wooda wolała po zabawie, organizowanej w Jamestown, wracać do Bostonu samochodem niemal 9 godzin, niż zostać na noc w domku na wyspie. – Kiedy odeszła, posesja stała siedliskiem facetów – zauważał swego czasu architekt. – Nie ma tu miejsca dla kobiet. 

Rzeczywiście, w obiegowej opinii miejsce to uważane jest za pechowe, szczególnie dla zawiązków. Swego czasu Wood liczył na to, że będzie tu organizował wesela. - Niestety, rezultaty były fatalne - wspomina w amerykańskim portalu. - Trzy związki, które zostały tutaj zawarte, zakończyły się rozwodami. 

Zobacz Clingstone z lotu ptaka: