Plaża Maho na karaibskiej wyspie Sint Maarten. Chmara turystów podrywa się z piasku. Czeka, wpatrując się w nadlatujący samolot. Jest już blisko, jeszcze tylko kilka sekund. Wszyscy prężą muskuły, wyciągają telefony. Potężny huk i niebieska maszyna przelatuje tuż nad ich głowami. Wydaje się, że niektórzy, gdyby tylko wyciągnęli mocniej dłonie, dotknęliby podwozia.
Niebieskie Boeingi 747 od 26 lat lądują na pobliskim lotnisku Juliana, właściwie tuż za ogrodzeniem. Turyści, przyzwyczajeni, leżą na plaży czujnie. W pogotowiu zawsze trzymają aparaty, bo portret na tle schodzącej tak nisko maszyny wygląda rzeczywiście spektakularnie. Niestety, wkrótce potężne maszyny mają zniknąć z tej trasy.
Przewoźnik KLM ogłosił właśnie, że zamierza je zamienić na dużo mniejsze Airbusy A330. Dzięki temu podróż na wyspę „będzie dużo krótsza, bowiem nie będzie już potrzebne śródlądowanie w Curacao” – czytamy na foxnews.com. Maszyny ponadto zabierają o połowę mniej pasażerów i są dzięki temu lżejsze. A to może znacznie ułatwić pracę pilotów. „Utrzymywanie wysokości tak wielkiego samolotu podczas lądowania było niesamowicie trudne, tym bardziej, że pas do lądowania był wyjątkowo krótki” – tłumaczy portal, powołując się na wspomnienia pilota Paula van der Vena, którzy latał tą trasą dziesiątki razy.
Paradoksalnie jednak Van der Ven nie przyjął decyzji przewoźnika z ulgą. Zarówno on, jak i jego koledzy po fachu są zawiedzeni, bowiem odebrano im możliwość popisywania się wyjątkowym lądowaniem i obserwowania przy tym zadartych głów zachwyconych turystów.