O oddaniu samej Kaśki Anna Dymna myślała niechętnie. – Kaśka kochała mnie tak, jak nikt inny na świecie nigdy mnie nie pokochał – tłumaczy. Nic więc dziwnego, że aktorka zabrała ją nawet nad jezioro. Choć to akurat okazało się sporym błędem.

Bo gdy tylko artystka wskoczyła do letniego akwenu w podkrakowskim Kryspinowie, Kaśka zamiauczała rozdzierająco i rzuciła się na pomoc przekonana, że Dymna tonie. – Dopłynęła do mnie i wszczęła akcję ratunkową, zdzierając mi skórę z ręki – zapewnia artystka na łamach książki Jana Strzałki.