Był początek lat 50., gdy don Julian Santana porzucił żonę i dziecko i przeprowadził się na niewielką wyspę na jeziorze Teshuilo, zaledwie dwie godziny drogi łodzią ze stolicy Meksyku. Jeśli szukał spokoju i samotności, to go nie znalazł. Niedługo po przeprowadzce miał znaleźć na nadbrzeżu ciało młodej dziewczyny, która się utopiła. Kilka dni później zobaczył w tym samym miejscu lalkę. Odtąd zaczął słyszeć głosy, szlochy i nawoływania dziewczyny. Był przekonany, że tylko w jeden sposób może się przed tym ochronić.

Julian Santana zaczął rozwieszać po całej wyspie lalki. Zaczął od tej, którą znalazł pamiętnego dnia nad brzegiem jeziora. Przekonywał każdego, kto chciał go wysłuchać, że w ten sposób uspokaja ducha zmarłej, który chowa się w porzuconych zabawkach. Mężczyzna nie kupował nowych, ale szukał starych po całej okolicy – chodził po wysypiskach i śmietnikach, nagabywał ludzi, by oddali mu niechciane Barbie, plastikowe niemowlaki i szmaciane kukiełki. 

Flickr/Kevin/CC BY 2.0 | Źródło: Flickr

Nie naprawiał ich, tylko wieszał na drzewach, krzewach i wokoło swojego domu takie, jakie dostał. A więc łyse, pozbawione kończyn, ubrane w poszarpane sukienki. Mroczne miejsce od samego początku przyciągało turystów, których mieszkaniec wyspy chętnie przyjmował, zbierając drobne, które potem wydawał na kolejne zabawki. O Isla de las Munecas zrobiło się jeszcze głośniej, gdy rodzina mężczyzny zaczęła przekonywać, że… w istocie nigdy nie znalazł on topielca, a jedynie to sobie wyobraził. 

Jak było naprawdę, tego dokładnie nie wiadomo. W 2001 roku historia zatoczyła jednak koło, bowiem znaleziono wówczas ciało Juliana Santany, który utopił się dokładnie w tym miejscu, w którym miał znaleźć martwą dziewczynę (lub samą lalkę). Do dziś wyspy nikt nie oczyścił z popsutych zabawek. Szacuje się, że jest ich tam ponad 2 tysiące. „Okoliczni mieszkańcy przekonują, że czasami mrugają one oczami lub kręcą głowami. Dzieje się tak wtedy, gdy duch topielicy znów pojawia się na wyspie” – czytamy na isladelasmunecas.com.  

To jednak nie odstrasza ciekawskich. „Na początku rozkoszujesz się tym, jak niezwykle ciche i spokojne jest to miejsce” – wspomina fotograf Sebastian Perez Liraw rozmowie z mirror.co.uk. – „Po chwili jednak zaczynasz czuć się nieswojo. Denerwujesz się, bo otoczony przez tak wiele lalek masz nieodparte wrażenie, że rzeczywiście, ktoś cię obserwuje”.

Flickr/FlyingCrimsonPig/CC BY 2.0 | Źródło: Flickr