„Zegar na Zytglogge nie tylko odmierza sekundy. Co godzinę zapewnia również widowisko, w którym na wieży tańczy błazen, niedźwiedzie rubasznie paradują, a mieniąca się złotem figura zwana Chronos kręci klepsydrą i otwiera usta przy każdym uderzeniu dzwonu” – zauważa BBC. W gorące, letnie dni, ogląda to tłum gapiów. Bodaj najważniejszym z ich był jednak młody urzędnik, który dzięki zegarowi w Bernie wymyślił jedną z najsłynniejszych teorii fizycznych na świecie.
Potężny dzwon z brązu, ważący blisko 3 tysiące funtów, zegar odmierzający godziny oraz mniejszy, astronomiczny, wskazujący dni tygodnia, fazę cyklu księżyca, a nawet znak zodiaku – wszystko to umieszczono na wieży na starym mieście w XVI wieku. W czasie, kiedy tego rodzaju mechanizmy montowano w centrach większości miast europejskich. W Szwajcarii pierwszy tego rodzaju zegar powstał już w 1368 roku, w Zurychu.
„Zegary mechaniczne były komputerami tamtych czasów” - przekonuje swissinfo.ch. – „To zgodnie z ruchem ich nowoczesnej maszynerii toczyło się ludzkie życie”. W 1905 roku bicie Zytglogge przykuło uwagę Alberta Einsteina – młodego urzędnika, mieszkającego właśnie w Bernie. „Kiedy spojrzał na wieżę, nagle wyobraził sobie przedziwną scenę. Co by się stało, zamyślił się, gdyby nagle tramwaj miejski zaczął pędzić, oddalając się od zegara z prędkością światła?” – czytamy na BBC. Sześć tygodni później rozważania spisał, formułując szczególną teorię względności.
„Kiedy siedzę tutaj samotnie, też zaczynam myśleć o czasie. No bo właściwie jak to jest, że czasami płynie on tak wolno, a innym razem pędzi?” – duma Markus Marti, jeden z kilku opiekunów zegara, zwany również Gubernatorem czasu. Codziennie albo on, albo jeden z jego zmienników nakręca potężny system. Niekiedy oprowadza po wieży ciekawskich. Bywa, że zatrzymuje wówczas na kilka sekund cały mechanizm. Miarowe tykanie, świsty i chrobotanie części nagle milkną i wieżę wypełnia paraliżująca cisza. Szybko jednak Marti puszcza maszynę w ruch, przyśpieszając ją nieco, by zadrobiła ten stracony czas.
Co godzinę pod potężną, wysoką na blisko 55 metrów wieżą gromadzą się tłumy. Widać ich z okna na wschodniej ścianie. Przychodzą oglądać kilkunastominutowe widowisko, podczas którego kolorowe figury na tarczy zegara miarowo tańczą i ruszają się w takt bicia dzwonu.
Mało kto uświadamia sobie, że w tej kolorowej wieży setki lat temu wiele kobiet straciło życie. W XV wieku mieściło się tu bowiem więzienie dla tak zwanych „księżych prostytutek” (Pfaffendirnen), które zostały przyłapane na sypianiu z klerykami i mnichami.