Wiekowy potomek Aborygenów jest przekonany, że to „duchy wskazały mu drogę”. Uszedł ledwie kilka metrów i trafił na „jedno z najważniejszych miejsc w australijskiej prehistorii” – ekscytuje się jego towarzysz, archeolog Giles Hamm.
Prymitywne narzędzia, kości pradawnych zwierząt, resztki roślin i ochry wykorzystywanej do malunków naskalnych – to tylko niektóre z ponad 4 tysięcy pamiątek po przodkach, jakie znajdowały się w wykutym w skałach schronieniu, na jakie przypadkiem natrafił Clifford Coulthard, kiedy wyszedł z samochodu w poszukiwaniu „ustronnego miejsca”.
Naukowców najbardziej fascynuje wiek znaleziska. Okazuje się bowiem, że artefakty, znalezione na terenach położonych ponad 500 kilometrów od miasta Adelaide, mogą mieć nawet blisko 49 tysięcy lat!
- Dowodzi to, że ludzie przedostali się na suche tereny południowej Australii i zaczęli w tym miejscu wytwarzać fascynujące wyroby dużo wcześniej, niż dotąd sądziliśmy – zauważa profesor Gavin Prideaux, cytowany przez independent.co.uk. Najstarsze pamiątki znajdywane dotąd na tych rejonach nie mają bowiem więcej niż 38 tysięcy lat.
To nie wszystko. Dzięki znalezisku naukowcy mają nadzieję udowodnić, że australijscy przodkowie nie tyle chowali się przed potężnymi zwierzętami, zaliczanymi do tak zwanej megafauny, ale również polowali na nie. "Odkryte schronienie może być pierwszym dowodem na tego typu interakcję" – przekonuje brytyjski dziennik.
Pośród znalezionych kości znajdowały się bowiem szczątki między innymi największego torbacza w dziejach Ziemi, zwanego Diprotodon optatum, przypominającego nieco wombata, lecz osiągającego rozmiary… nosorożca!