25-metrowy statek miał do pokonania stosunkowo długą trasę – blisko 76 kilometrów z Oswego do Sackett's Harbor. Na jego nieszczęście, 8 sierpnia 1872 roku, nad wschodnim krańcem Jezior, rozszalał się gwałtowny sztorm.
Okręt szybko zaczął przeciekać. Niewielka załoga (kapitan z żoną i marynarz) salwowała się ucieczką w małej szalupie ratunkowej. Osiem godzin później dobili do lądu. Po statku, zwanym „Czarną Kaczką” nie został jednak ślad.
W listopadzie tego roku nurkowie Jim Kennard i Roger Pawlowski ogłosili, że trafili na zatopiony wrak na przy wschodnim brzegu Jeziora Ontario. Po tych wodach nieczęsto pływały tego rodzaju płaskodenne łodzie. „Z informacji nurków wynika, że było ich może z dwanaście” – czytamy na dailymail.co.uk.
Dzięki prostej budowie – kwadratowemu dziobowi i płaskiemu dnu – mogły z powodzeniem osiadać na piaszczystych plażach, co ułatwiało rozładunek towaru. – Były jak konie pociągowe – zauważa archeolog Carrie Sowden z National Museum of the Great Lakes w Toledo. – Nie budowano ich po to, żeby poruszały się szybko, ale by brały na pokład jak najwięcej towaru.
Niestety, z tego też powodu nie radziły sobie zbyt dobrze na otwartych wodach, gdzie często występują silne wiatry i wysokie fale. Stąd też zwykle pokonywano nimi dużo krótsze trasy niż ta, na jaką wypuszczono „Czarną Kaczkę”.
Wrak z 1872 roku nie jest jedynym odkryciem nurków w akwenach Wielkich Jezior Północnoamerykańskich. Zaledwie kilka miesięcy wcześniej ta sama ekipa (z pomocą Rolanda 'Chip' Stevensa) trafiła na okręt „Waszyngton”, który zatonął w 1803 roku. – Jest drugim najstarszym statkiem, odkrytym w tutejszych wodach – zauważają nurkowie.