400 osób zginęło w katastrofie, do jakiej doszło w pobliżu stolicy Sierra Leone, Freetown. Liczba ofiar może jednak znacznie wzrosnąć, bo jak dotąd nie udało się odszukać nawet od 600 do ponad tysiąca mieszkańców.

Po ulewnych deszczach lawina błotna zeszła na miasto Regent, położone zaledwie 15 mil na wschód od Freetown wcześnie rano w poniedziałek – donosi theguardian.com. Akcja ratunkowa, tocząca się od tego momentu, nadal się nie skończyła. Prezydent kraju, Ernest Bai Koroma, w emocjonalnym przemówieniu poprosił społeczność międzynarodową o pomoc. 

- Wielu z naszych rodaków straciło życie, jeszcze więcej zostało poważnie rannych, a miliardy z nich straciły cały dobytek w wyniku jego zalania lub pogrzebania pod osuwiskami ziemi, które dotknęły miasto – tłumaczył, cytowany przez cnn.com. 

Wiele domów znajduje się pod wodą lub grubą warstwą błotnistej ziemi. Mieszkańcy usiłują wydobyć ciała, grzebiąc nawet gołymi rękami. – Straciliśmy wszystko, dom, dosłownie wszystko. Błoto zeszło wraz z wodą tak szybko, że mój syn nie zdołał uciec. Znaleźliśmy go w mule. To był jeszcze chłopiec. Zabrali jego ciało wraz z innymi, nie wiem, gdzie – opowiada Issatu Koroma w rozmowie z theguardian.com. – Boże, dopomóż Sierra Leone. Dlaczego jesteśmy przeklęci? Co mamy teraz robić, gdy wszystko straciliśmy? 

Władze przestrzegają, że zagrożenie nie minęło. Ziemia, po ulewnych deszczach, jest nasiąknięta wodą i w każdej chwili znów może się osunąć. Tym bardziej, że sezon deszczowy w Sierra Leone nie jest nawet na półmetku. W tym roku jednak deszczu spadło wyjątkowo dużo. W samej tylko stolicy kraju od 1 lipca - trzy razy więcej wody, niż zwykle – donosi amerykański portal.  

Zagrożeniem mogą być też choroby. W wielu miejscach ciała od kilku dni znajdują się w wodzie. Czerwony Krzyż przestrzega przed mogącymi się pojawić w tym miejscu cholerą lub durem brzusznym.