Ich pierwowzorem był Łuk Triumfalny, a nawet… pływające butelki. Żołnierze w nich mieszkający chronili Wielką Brytanią od morza, ale w wolnych chwilach malowali, a nawet… robili na drutach. Do tego namawiali ich wojskowi psycholodzy.
Powstały w latach 40., żeby bronić Brytyjczyków przed nalotami Luftwaffe. Wszystkie zaprojektował Guy Maunsell. Cywilny inżynier z ogromną wyobraźnią. Pierwszy projekt, który przedstawił Admiralicji zakładał… butelki, pływające u wybrzeży Wysp. Miały one umożliwiać obserwowanie manewrów wroga – zarówno na powierzchni, jak i pod wodą. „Nikt nie wie, czy powstała chociaż jedna taka „butelka”, ale oryginalny design najwyraźniej przekonał brytyjską marynarkę do tego, by spróbować współpracy z Maunsellem” – przekonuje spiegel.de.
Niedaleko ujścia Tamizy i Medway zaczęły więc powstawać potężne, stalowe i betonowe konstrukcje. I znów inżynier na początku zaproponował nietypowy pomysł. Chciał bowiem, by w wodzie stanęło coś na kształt… paryskiego Łuku Triumfalnego. Admiralicja zgodziła się, oczywiście po wprowadzeniu kilku poprawek, dzięki którym ostateczny efekt daleki jest od francuskiego odpowiednika. Na czymś na wzór pontonów postawiono potężne wieże o średnicy siedmiu metrów i wysokości około 30, w których mogło się zmieścić nawet „120 osób, plus wyposażenie i zapas żywności”. U góry zwieńczono je uzbrojonymi platformami.
Pomysł chwycił. Jeszcze nie ukończono budowy wszystkich konstrukcji, a już Guy Maunsell musiał pracować nad kolejnym projektem, przypominającym tym razem sześciany osadzone na betonowych nogach.
Życie w tych konstrukcjach było na tyle ciężkie, że w krótkim czasie doczekały się one wśród żołnierzy przydomku "Fort Madness” (Fort Szaleństwo). Dokuczały izolacja od świata i konieczność życia w dużej, niekiedy kilkusetosobowej grupie na niewielkiej przestrzeni. „Aby zająć czymś uwagę w tych dniach, gdy przy brytyjskim nadbrzeżu nic się nie działo, żołnierze byli zachęcani do rozwijania pasji. Psycholodzy polecali im składanie modeli, malowanie, a nawet… robienie na drutach” – przekonuje niemiecki portal. Kiedy po wojnie kadeci wreszcie mogli opuścić Forty Maunsella, przedziwne konstrukcje tylko przez jakiś czas stały opuszczone.
Już pod koniec lat 50. i na początku 60. stały się bowiem… ulubioną siedzibą twórców pirackich rozgłośni radiowych. Dziesiątki lat później, na początku tego wieku, zaglądali tutaj artyści. Osiem lat temu w jednym z fortów klip kręcił zespół Prodigy, wcześniej przez miesiąc pomieszkiwał tu Stephen Turner – artysta, który chciał w ten sposób na własnej skórze „doświadczyć izolacji”.
W zeszłym roku media zawrzały, gdy jedna z londyńskich firm opublikowała projekt przekształcenia niektórych fortów w… luksusowy hotel z barami, restauracjami, salami bankietowymi i tarasami na dachach. Mówiło się, że inwestycja może kosztować nawet 40 mln funtów – czytamy na telegraph.co.uk. Jak dotąd na temat budowy cisza, a forty przyciągają wyłącznie amatorów opuszczonych budynków.
Organizacja Underground Kent przestrzega jednak, że „wdarcie się na fort może być wyjątkowo niebezpieczne”, głównie ze względu na to, że większość metalowych drabin i platform jest przerdzewiałych i grozi zawaleniem się. „Najlepiej więc obserwować je z łodzi, z bezpiecznej odległości” – zastrzega organizacja.