Od ponad 70 lat nic się tu nie zmieniło. W domach stoją maszyny do szycia, w ścianach ciągną się przerdzewiałe rury i przewody. Pod jednym z budynków tkwi Peugeot 202 – samochód, którego produkcja skończyła się w latach 40. Po koła w trawie. Został tam, gdzie zginął jadący nim burmistrz, gdy do Oradour-sur-Glane wkroczyli niemieccy żołnierze i zamordowali w ciągu kilku godzin niemal wszystkich mieszkańców. Blisko 650 osób.
„Na początku, gdy zaczęli nas dzielić na grupy, kpiliśmy sobie, nawet się śmialiśmy” – wspomina w rozmowie z telegraph.co.uk Jean-Marcel Darthout, jeden z zaledwie kilku ocalałych. – „Nikt się nie bał. Myśleliśmy tylko o jutrzejszym meczu piłki nożnej”.
Żołnierze zagonili kobiety i dzieci do kościoła, który podpalili. Mężczyzn rozstrzelali w garażach i stodołach. Szacuje się, że udało się przeżyć tylko sześciu osobom. Był 10 czerwca 1944 roku. Cztery dni wcześniej pierwsi alianci zaczęli zdobywać plaże we francuskiej Normandii.
Zagadkowy powód ataku
Od tego czasu nikt nie odbudował miasta, nawet niczego w nim nie przestawił. Na rogu jednej z ulic, przy knajpce, stoi kawiarniany stolik. Brukiem ciągną się tory tramwajowe. W kościele, który spalili Niemcy, widać wtopioną w ziemię plamę zielonego metalu. Ślad po dzwonie. Ściany domów poryte są kulami karabinów maszynowych.
Opuszczone miasto, położone 24 kilometry na zachód od Limoges, obejmuje 16 hektarów terenu. Każdego roku odwiedza je blisko 300 tysięcy osób. Francuski rząd przeznaczył 150 tysięcy euro na „delikatną renowację” potężnego zabytku, jednak to może nie wystarczyć – donosi theguardian.com (dane z 2013 roku). Centre de la Mémoire, czyli organizacja opiekująca się Oradour-sur-Glane od końca lat 90. alarmuje, że miejscu grozi zagłada. Budynki i samochody rozpadają się bowiem powoli, pod wpływem czasu i pogody.
– „Te ruiny są czymś zupełnie unikalnym, a my mamy obowiązek opiekować się nimi i pamiętać o tym, co się tu wydarzyło” – przekonuje potomek ofiar Claude Milord. Tym bardziej, że masakra wciąż kryje bodaj największą tajemnicę. Do dziś nie wiadomo bowiem, dlaczego 200 żołnierzy SS wtargnęło do miasta, żeby wszystkich wymordować. Niektórzy historycy przekonują, że była to zemsta za zabicie niemieckiego oficera przez działający w okolicy ruch oporu. No właśnie, w okolicy, nie w samym Oradour-sur-Glane, bowiem zgodnie z tą teorią dojść miało to tragicznego błędu i SS-mani mieli pomylić sąsiadujące ze sobą miejscowości. – „Przed tym atakiem większość z nas na oczy nie widziała żadnego Niemca” – zapewnia jeden z ocalałych.
Inna opowieść mówi z kolei o złocie, skradzionym przez partyzantów, które SS liczyło znaleźć właśnie w tym francuskim miasteczku. O rozwiązanie tej zagadki jednak trudno, głównie ze względu na to, że zaledwie kilka miesięcy po masakrze większość morderców zginęła na froncie.