W niemal żadnym domu nie ma toalety, bo w zamarzniętej ziemi trudno poprowadzić jakąkolwiek hydraulikę. „Za potrzebą” chodzi się na dwór. Gdy trzeba kogoś pogrzebać, kilka dni przed pogrzebem rozpala się na miejscu pochówku potężne ognisko, żeby choć trochę roztopić zamarzniętą glebę. Samochody trzyma się tylko w ogrzewanych garażach. Kto wyłączy pojazd na dworze wie, że już nigdy go nie odpali.

Tak wygląda życie blisko 500 osób, zamieszkujących syberyjską wioskę Oymyakon. Zimą temperatura spada tutaj do minus 50 stopni. „Rekord padł jednak w 1924 roku, kiedy słupek rtęci wskazał minus 71,2 stopnia” – donosi lastampa.it.

Screen z YouTube | Źródło: YouTube

„Przy minus 5 stopniach zimno odświeża. Wystarczy cienka czapka i szalik, żeby nie zmarznąć. Przy minus 20 zamarzają ci dziurki w nosie, a zimne powietrze sprawia, że bez przerwy kaszlesz. Minus 35 i „ścina” ci skórę i sprawia, że odmrożenie jej jest więcej niż prawdopodobne. Przy minus 45 nawet noszenie okularów to pułapka. Oprawki przymarzają do skóry i jeśli je ruszysz, oderwiesz razem z mięsem” – wspomina dziennikarka independent.co.uk, która odwiedziła oddalony o 2 godziny stąd Jakuck – dużo większy i… cieplejszy. Tam średnia temperatura jest wyższa nawet o 10 stopni, niż w Oymyakonie.

Jednak w obu tych miejscach ludzie mają podobne zwyczaje. Ot, chociażby nigdy nie wyłączają silników samochodów, zatrzymywanych na ulicy. Niezależnie od tego, czy wysiadają na pięć minut, czy na kilka godzin. Z tego też powodu niekiedy powietrze staje się mętne, od wydobywającego się z rur wydechowych dymu.

Jedzą niemal wyłącznie mięso i ryby. Paradoksalnie jednak w Oymyakonie je się je najczęściej… na zimno.  - Rodzimi mieszkańcy Jakucji uwielbiają zamrożone, surowe ryby, takie jak na przykład biały łosoś, lub lodowate, końskie wątroby” – zauważa jeden z mieszkańców tych terenów, Bolot Bochkarev, cytowany przez weather.com. – Są to jednak wyjątkowo ekskluzywne przysmaki. Na co dzień jemy mięsną zupę.

Popijają zaś nierzadko „ruskim czajem”, czyli wódką.

Screen z YouTube | Źródło: YouTube

Nielicznych przybyszów z Zachodu, którzy tu docierają, dziwi, że nawet przy kilkudziesięciostopniowym mrozie na ulicach syberyjskiej wioski można spotkać mieszkańców, śpieszących do pracy, a w nieodległej Jakucji – dzieciaki rzucające się śnieżkami i tętniące życiem targowiska, na których kobiety handlują rybami, stojąc po kilka godzin „z nagimi przedramionami, plotkując i żartując, zupełnie, jakby wokół panowała przyjemna wiosna” – dziwi się podróżnik Henry Lansdell, cytowany przez brytyjski portal.

Turyści tymczasem zdają się walczyć o życie.

Nowozelandzki fotograf Amos Chapple, który zwiedzał Oymyakon w 2013 roku, w poszukiwaniu idealnego ujęcia wspiął się na maszt tamtejszej radiostacji. Zdjął na moment rękawice, żeby jak najpewniej chwycić aparat. Kiedy zszedł na ziemię, kciuk miał niemal zamarznięty. – Przez następne dwa tygodnie skóra na nim „obierała się” jak po jakimś koszmarnym poparzeniu słonecznym – wspomina.