- Uważajcie na Paolo, jest najgorszy. Był tutaj lekarzem. Sprowadzi na was kłopoty – zastrzegł Włoch, rozmawiając z grupką turystów. – Znam ich wszystkich – Paolo, Marco, Giorgio… Z nich Giorgio jest najprzyjemniejszą zjawą. 

Włocha, zdaje się, nie bardzo zdziwiły pytana o Poveglię – opuszczoną wysepkę na Lagunie Weneckiej, uważaną powszechnie za jedno z najbardziej przerażających miejsc na świecie. I nawiedzonych. Zdarza się bowiem, że co odważniejsi turyści przechadzają się po nabrzeżu sąsiedniej, zamieszkałej wyspy Lido i szukają kogoś, kto mógłby opowiedzieć nieco o tej nietypowej atrakcji, albo przewieźć ich łodzią te kilka kilometrów. 

To ostatnie rzadko się udaje. Włoch, który radził podróżnikom trzymać się z daleka od groźnej zjawy, też nie był zbyt wylewny. – Ojciec zabierał mnie w te okolice na ryby, kiedy byłem mały. Potem, jak dorosłem, sam wybrałem się na wyspę. Zostałem tam 15 nocy – wspominał oszczędnie, w rozmowie z news.com.au. Po czym dodał, że nie chce już tam wracać. 

Flickr/FOTOlogie/CC BY 2.0 | Źródło: Flickr

"Nie ruszajcie ziemi w tym miejscu"

Nic dziwnego, od końca lat 60. wyspa uważana jest za nawiedzoną. Miało na niej zginąć, według różnych źródeł, od 100 do 150 tysięcy osób. Ich kości wciąż się tam znajdują.

Turyści, którzy wbrew przestrogom, sami wybrali się na Poveglię, znaleźli tam chociażby kamienną płytę, obrośniętą krzewami jeżyn. Wykuty na niej napis: „Ne Fodias Vita Functi Contagio Requiescunt MDCCXCIII” przestrzegał, by nie ruszali ziemi w tym miejscu, bowiem znajdują się pod nią ciała zmarłych podczas zarazy. 

W istocie, w Średniowieczu na tę ledwie 18-arową wysepkę zwożono z Wenecji mieszkańców, zarażonych dżumą. W XVIII wieku, dziesiątki lat po ustaniu epidemii na Starym Kontynencie, usiłowano „przywrócić wyspę zdrowemu społeczeństwu”. W tutejszym porcie zatrzymywały się statki, liczono, że wkrótce osiedlą się tutaj całe rodziny. Nic z tego. Żeglarze nieustannie zapadali na choroby, co tłumaczono niezdrowym powietrzem. 

Flickr/FOTOlogie/CC BY 2.0 | Źródło: Flickr

Dopiero w 1922 roku licznie pojawili się tu ludzie. Jednak znów – chorzy, których chciano oddzielić od społeczeństwa. Ruszył tu bowiem… szpital dla umysłowo chorych. Legenda, przekazywana wśród Włochów z pokolenia na pokolenie mówi, że doktor zwykł przeprowadzać na pacjentach brutalne doświadczenia, z lobotomią (zabiegiem polegającym na zrywaniu połączeń wewnątrz mózgu) włącznie. Mówi się, że nawet medyk zginął tragicznie, rzucając się z wieży tutejszej dzwonnicy.

Tej samej, która do dziś stoi, zamurowana, w pobliżu dawnego szpitala, szeregu kapliczek i innych rozpadających się zabudowań, opuszczonych po 1968 roku. „Drewniane okiennice zwisają na wiekowych zawiasach, pod ciężarem łodyg bluszczu, grubych niemalże jak ludzkie ramie, wciskających się do pokojów” – wspominają podróżnicy na łamach australijskiego portalu. Korytarzami biegają gdzieniegdzie króliki, z dachów sypie się trzcina i błoto, wprost na kamienne posadzki. „I tylko w oddali słychać bicie dzwonów w kolegiacie Santa Maria dell Assunzione na wyspie Lido” – zauważa news.com.au. 

Finał obserwowania duchów

- Byłem w wielu opuszczonych miejscach, ale Poveglia uderzyła mnie szczególnie, z kilku powodów – wspomina na łamach dailymail.co.uk fotograf Mike Deere, któremu udało się jakimś cudem przekonać jednego z Włochów, by zawiózł go na brzeg nawiedzonej wyspy (właściciel łodzi nie zamierzał jednak nawet stopy postawić na lądzie – odpłynął, gdy tylko umówił się, o której dokładnie godzinie ma być z powrotem). – Już jak tylko dobiłem do brzegu, zauważyłem, że panuje tu wyjątkowy porządek, zupełnie inaczej niż na innych tego typu porzuconych terenach – tłumaczy Deere dodając, że zupełnie nie odczuwał tu grozy historii, która stoi za Poveglią. Jego zdaniem „było to po prostu spokojne i ciche miejsce”.

Flickr/FOTOlogie/CC BY 2.0 | Źródło: Flickr

Z tym jednak bywa różnie. Turyści, którzy podzielili się z australijskim portalem swoimi wspomnieniami z nocy spędzonej na Poveglii, duchów co prawda nie widzieli (nawet „najgroźniejszego Paolo”), ale byli przekonani, że z rana stół w jednej z mijanych przez nich sal stał w zupełnie innym miejscu, niż dzień wcześniej, wieczorem. 

Wyobraźnia? Być może. Jednak czasami ona wystarczy. 

W lipcu strażacy musieli ratować z Poveglii grupę przerażonych, dwudziestoletnich Amerykanów – donosi today.it. Stali na brzegu i krzyczeli rozpaczliwie. Kilka godzin wcześniej przedostali się na wyspę samotnie, by „spędzić noc na obserwowaniu duchów”. 

Flickr/FOTOlogie/CC BY 2.0 | Źródło: Flickr