Jego konstrukcja zachwycała do tego stopnia, że na początku XX wieku niemieckie władze umieściły go nawet na zastępczych pieniądzach. A jednak wydaje się, że budowla, wzniesiona nad rzeką Borują w Bytowie, nie ma szczęścia.

Legenda mówi, że podczas budowy zginął jeden z robotników i odtąd nad mostem zawisło fatum. „Po zakończeniu prac poprowadzono tory zaledwie kilkaset metrów od pierwotnych planów. W rezultacie nie przejechał po nim nigdy żaden skład kolejowy” – przekonuje portal kaszuby.pl. Są badacze, którzy twierdzą, że owszem, jakieś pociągi tędy jeździły, jednak nie dłużej niż przez kilkanaście lat, bo później rzeczywiście, tory przesunięto. Nie dalej niż o jakieś 150 metrów.

Tak czy owak dziś na wiadukt wspinają się tylko zafascynowani turyści i spacerowicze. A jest to oglądać. Potężna, wysoka na 20 metrów konstrukcja, zdobiona jest herbami – między innymi miasta, Prus czy Pomorza.

W XX wieku, używany czy nie, musiał być szczególnie ważny dla Niemców, skoro władze zdecydowały, że umieszczą jego wizerunek na pieniądzach, emitowanych podczas Wielkiego Kryzysu. Współczesnych wprowadza w nieustanne zdziwienie. Ot, chociażby w 2010 roku, woda przepływająca pod nim zabarwiła się nagle krwistą czerwienią. I chociaż sprawą zajął się Sanepid, a wielu zrzucało winę na ścieki, do dziś nie udało się z całą pewnością ustalić, co się właściwie stało – zauważa turystycznik.blogspot.com.