Wszystko potoczyło się bardzo szybko. Był 5 grudnia 1952 roku. Nawet londyńczyków zdziwiła wyjątkowo gęsta mgła, która pojawiła się nad miastem. Wsiała nad nim przez cztery dni. W tym czasie umarły ponad 4 tysiące osób, a 150 tysięcy trafiło do szpitali.
„Na ulicach - pustki. Był to, jak pisał 60 lat temu „The Guardian”, pracowity czas dla złodziei. Ale również dla florystów i właścicieli zakładów pogrzebowych. Ruch w interesie był podobno tak duży, że w całym Londynie zabrakło trumien!” – czytamy na chicagotribune.com.
Skutki tajemniczej „zabójczej mgły”, jak szybko przezwały ją media, odczuwane były przez kilka miesięcy. W tym czasie umierały kolejne osoby, zatrute toksynami. Po latach oszacowano, że w sumie ofiar śmiertelnych miało być koło 12 tysięcy.
W mgle znajdował się kwas siarkowy. - Jego cząsteczki powstały z dwutlenku siarki, wydostającego się z elektrociepłowni i mieszkań, podczas spalania węgla – wspomina profesor chemii Renyi Zhang , cytowany przez ibtimes.co.uk. - Nikt jednak nie wiedział, jak to się właściwie stało, że dwutlenek siarki przekształcił się w zabójczy kwas.
Udało się to ustalić dopiero teraz, kilkadziesiąt lat po pojawieniu się potężnego, londyńskiego smogu. – Jego wytworzenie się miał ułatwić inny produkt uboczny spalania słabej jakości węgla, a przy tym naturalny składnik mgły, czyli dwutlenek azotu – tłumaczy naukowiec.
Najważniejsze było jednak to, że siarczany, które przedostawały się do powietrza, na początku rozpuszczały się w zalegającej nad miastem mgle. Wkrótce jednak, kiedy jej krople zaczęły parować, stężenie groźnego składnika rosło, niosąc śmiertelne niebezpieczeństwo dla londyńczyków. Mówiąc obrazowo – zaczęli oni właściwie oddychać kwasem siarkowym, który „siał spustoszenie w płucach i drogach oddechowych”.