W ciągu najbliższych dwunastu miesięcy wszystkie chilijskie miasta, położone na wybrzeżach Oceanu Spokojnego, będą musiały, najprawdopodobniej, przerwać korzystanie z tego typu opakowań. Propozycję takiego zakazu ogłosiła właśnie prezydent Michelle Bachelet. Wierzy, że prawo uda się wprowadzić.
Polityk przekonuje, że zakaz „umożliwi społeczeństwu udział w procesie ratowania oceanów” – donosi ibtimes.co.uk. A jest się o co martwić. Szacuje się, że do 2050 roku w słonych wodach będzie więcej plastikowych torebek, niż ryb. Już teraz każdego roku z terenów Chile trafia do oceanu 3,4 mld ton tego rodzaju odpadów. Tamtejsze ministerstwo środowiska zauważa, że blisko 90 procent morskich ptaków ma w jelitach plastikowe odpady.
- Proponowany zakaz jest fundamentalny dla ochrony oceanów i ich różnorodności biologicznej – przekonuje minister Marcelo Mena. Wtóruje mu Bachelet zauważając, że dzięki takiemu rozwiązaniu Chile stanie się pierwszym na obu Amerykach krajem, który wprowadzi tego rodzaju rozwiązanie.
Zakaz ma objąć blisko 230 miejscowości, położonych wzdłuż długiego na ponad 4 tysiące kilometrów wybrzeża. Znacznie zmieni również politykę proekologiczną kraju. Na razie bowiem tylko w niektórych rejonach kraju wprowadzono jakiekolwiek ograniczenia dotyczące ilości produkowanych plastikowych odpadów. Najpopularniejsze to: zachęcanie do korzystania z alternatywnych, ekologicznych opakowań i ograniczanie ilości toreb, przypadających w sklepie na jedną osobę – donosi bna.com.
Najnowsze propozycje nie wszystkim się jednak podobają, chociażby przedsiębiorcom. Roberto Bessalle, który zajmuje się dostarczaniem plastikowych torebek wzdłuż południowego wybrzeża kraju wieszczy, że zakaz doprowadzi do zmniejszenia przychodów firmy o ¼ i konieczne będzie zwolnienie wielu pracowników.