Konstrukcja okrętu mogła zostać osłabiona przez potężny pożar, szalejący pod pokładem tygodniami – przekonuje dziennikarz Senan Molony, zajmujący się zagadkowym zatonięciem Titanica od ponad 30 lat.

Najnowsze oględziny zdjęć statku, wykonanych jeszcze przed wyruszeniem z Southampton mają, zdaniem eksperta, dowodzić, że w miejscu, w którym Titanic rzeczywiście uderzył w górę lodową, jego kadłub był już poważnie uszkodzony. I to od dawna.

„Maloney zidentyfikował długie na ponad 9 metrów czarne ślady wzdłuż przedniej, prawej strony kadłuba. Tuż za miejscem, w które uderzyła góra lodowa” – donosi independent.co.uk dodając, że to właśnie tam miał wybuchnąć potężny pożar. – "Zespół dwunastu mężczyzn usiłował go ugasić, jednak był zbyt wielki, by się to udało. Temperatury sięgały nawet 1000 stopni Celsjusza”.

Ogień miał się pojawić już kilka tygodni przed wyruszeniem okrętu w pierwszy rejs. Na początku nikt go nie zauważył. Potem, kiedy gaszenie okazało się niemożliwe, szef firmy, która wybudowała Titanica, postanowił o niczym nie mówić pasażerom i wypuścić statek do Nowego Jorku.

Kiedy w kwietniu 1912 roku maszyna uderzyła w górę lodową, miała już być w złym stanie. – Rozmawialiśmy z ekspertami specjalizującymi się w metalurgii. Powiedzieli nam, że kiedy tego rodzaju potężne temperatury oddziałują na metal, sprawiają, że staje się kruchy i słabszy nawet o 75 procent – tłumaczy Molony na łamach brytyjskiego dziennika dodając, że katastrofa, w której zginęło ponad 1500 osób, była spowodowana „niebywałym połączeniem trzech składników: ognia, lodu i zbrodniczego zaniedbania”.