Mieszkańcy czeskiej wioski Francova Lhota nie sięgają po półśrodki. Przebierają się za postaci rodem z horrorów.
Przez kilka dni na początku grudnia po ulicach i opłotkach biegają porośnięte futrem potwory. Ryczą i wymachują groźnie drewnianymi pałkami. Za nimi snują się białe figury śmierci. Patrzą martwymi oczami i czasami, znienacka, wyjmują noże.
Towarzyszy im święty Mikołaj, jednak bynajmniej nie wygląda jak jowialny staruszek. Nosi maskę, chorobliwie czerwoną. Rozdając cukierki patrzy na dzieciaki przez szparki wyciętych oczu.
„Złośliwy i łobuzerski festiwal, który opanowuje rokrocznie niewielką wioskę, jest częścią wiekowej tradycji, typowej dla wschodnich regionów Czech” – zauważa thesun.co.uk, porównując przy tym przebierańców do postaci, świętujących w listopadzie w Austrii Henndorfer Perchtenlauf, kiedy to ulicami ciągną przerażające potwory: rzucające się na ludzi diabły i upiory o płonących rogach.