Pobyt w niektórych krajach bez aktualnej wizy może się zakończyć koniecznością zapłacenia grzywny, a nawet wydaleniem z kraju.
Kiedyś uważane było za część potężnej budowli, wzniesionej przez olbrzymów, dziś widzi się w nim inspirację do powstania jednego z największych dzieł muzycznych.
Miesięcznie powstaje około 20 takich trumien, z czego nawet sto w ciągu roku wysyłanych jest poza granice Ghany w różne strony świata – nawet do Rosji lub Danii.
„Słyszeliśmy, że zamykają nasze miasteczko” – wspomina Anda, który wciąż nie może się pogodzić z przeprowadzką. – „Wszyscy słyszeli. Wszyscy o tym wiedzieli. To było straszne”.
Mosty ginące w buszu, budowle pełne ukrytych pokoi, powykrzywiane wieże, schody, prowadzące donikąd…
W całym kraju przez kilkadziesiąt lat, aż do 1982 roku, wybudowano takich schronów ponad 750 tysięcy. Na plażach, w podwórkach, nawet na cmentarzach. Albańczycy do dziś nie wiedzą, co z nimi zrobić.
W pustynnym mieście w Mauretanii działało kiedyś 30 bibliotek, dziś pozostało jedynie pięć. Pustynia wdziera się jednak do miasta, niszcząc powoli wszystko – od budynków, po papier starodruków.
Nazywają je „Atlantydą Wschodu”. Przez blisko 60 lat spoczywało kilkadziesiąt metrów pod wodą, zapomniane przez wszystkich. Dziś jest popularnym celem podróży nurków z całego świata.
„Meksykanin… jest oswojony ze śmiercią, żartuje z niej, pieści się, śpi i wychwala. Przyznaję, to nie znaczy, że boi się jej mniej niż inni ludzie, ale on przynajmniej nie ukrywa się przed nią. Patrzy jej prosto w twarz, z wyrazem niecierpliwości, pogardy lub ironii”.
„Z morza haftowanych kostiumów i niebiesko-czarno-białych flag na scenie amfiteatru wyłonił się blisko 20-tysięczny chór śpiewaków, oklaskujący kompozytorów i dyrygentów tak zaciekle, jakby byli gwiazdami rocka”.
Zdarza się, że po litewskim parku pamięci przechadzają się sobowtóry komunistycznych polityków lub grupy aktorów, poprzebieranych za pionierów.
Od ponad 70 lat nic się tu nie zmieniło. W domach stoją maszyny do szycia, w ścianach ciągną się przerdzewiałe rury i przewody. Pod jednym z budynków tkwi Peugeot 202 – samochód, którego produkcja skończyła się w latach 40. Po koła w trawie.
Powstają od blisko 120 lat i nikomu nawet do głowy nie przyjdzie, żeby na zawsze zniknęły z dróg. Wjadą tam, gdzie nie zmieszczą się ciężarówki, a poza tym są powodem do nieskrywanej dumy, odkąd UNESCO wpisało je na listę światowego dziedzictwa.
W chilijskim miasteczku mieszka blisko sto osób. Mają tutaj niewielką szkołę (w której na trzech komputerach można nawet skorzystać z internetu), kościół, bank, siłownię i pocztę.
„Tu leży moja biedna teściowa. Gdyby jeszcze trzy dni pożyła, mnie by tu położyli. Ty, który tędy przechodzisz, nie budź jej! Jak wróci, będzie mnie krytykować mocniej niż za życia”.
Niedaleko miasta Lüderitz masy afrykańskich robotników pracują w tragicznych warunkach przy budowie trasy kolejowej. Jeden z nich, kopiąc, znajduje wielki, przedziwny, błyszczący kamień. Nie ma pojęcia, na jaki skarb trafił.
„Podczas jednej z pierwszych podróży z żoną usłyszeliśmy, że ktoś krzyczy coś głośno, jednak nasz hiszpański kulał jeszcze i niczego nie udało się zrozumieć. Zdębieliśmy, gdy zobaczyliśmy, że nagle wszyscy pasażerowie kładą się płasko na ziemi” – wspomina podróżnik. – „W końcu zrobiliśmy to samo. Jechaliśmy tak może przez pół godziny"...
W latach 60. gęstość zaludnienia była tutaj dziewięć razy większa niż w centrum Tokio. Narzeczeni musieli się chować po falochronach, żeby mieć odrobinę prywatności.
Ziemia tutaj jest sucha, spieczona słońcem, wręcz skamieniała. Temperatury nieznośnie wysokie. Tymczasem do początków XII wieku mieszkało tutaj blisko 20 tysięcy osób.
Gdy Kimiyo miała kilka lat, obserwowała codziennie o samym świcie „bezgłośny pochód kobiet, sunących wzdłuż plaży i oświetlających sobie drogę pochodniami z bambusa”. Większość z nich miała gołe piersi i zakładała na biodra jedynie cienkie przepaski, zwane fundoshi.